Twierdza położona jest na różnych poziomach dużego wzniesienia. Na terenie zamku dolnego znajduje się obszerna jaskinia, w której w lipcu br. archeolodzy prowadzili wykopaliska. 

- Okazało się, że jaskinia służyła nie tylko jako przyzamkowa, renesansowa spiżarnia. Wcześniej jako schronienie wykorzystywali ją neandertalczycy. Świadectwem świadczącym o ich pobycie są odkryte przez nas narzędzia: ponad 200 - opowiada archeolog dr Mikołaj Urbanowski, który kierował wykopaliskami z ramienia Fundacji Przyroda i Człowiek.

Urbanowski przypomina, że narzędzia pochodzą z czasów, kiedy neandertalczycy (Homo sapiens neanderthalensis) żyli na terenie Europy obok człowieka współczesnego (Homo sapiens sapiens). Ostatecznie ci pierwsi zniknęli z kart dziejów Europy. Wśród znalezionych w jaskini narzędzi są noże i zgrzebła sprzed ok. 40 tys. lat.

Początkowo naukowcy nie spodziewali się w jaskini zbyt wielu odkryć. Ich prace były związane z projektem, mającym na celu częściową rekonstrukcję zamku i zachowanie ruin. Zadaniem naukowców było uporządkowanie jaskini po wcześniej prowadzonych w jej wnętrzu badaniach. Prowadzono je kilkadziesiąt lat temu, ale na ograniczoną skalę.

Tymczasem w lipcu natknęli się oni na nieodnotowany wcześniej przez naukowców fragment olbrzymiego filara, który wspierał sklepienie jaskini i stojący na nim górny zamek.

- Połączony był z ponad metrowej grubości murem zamykającym jaskinię, obie konstrukcje musiały piąć się wysoko w górę: kilkanaście, a w przypadku filara – nawet kilkadziesiąt metrów - opowiada dr Urbanowski.

Mur spojony jest glinianą zaprawą, a kamienie ułożone są w bardzo podobny sposób, jak w przypadku okrągłej wieży z górnego zamku. Obie konstrukcje – według badaczy – należą najprawdopodobniej do najstarszej fazy zamku, sięgającej być może nawet XIII w.

Tak wczesną metrykę zamku potwierdzają również wyniki badań prowadzonych w innych częściach zamku w Olsztynie w ostatnich latach przez dr. Czesława Hadamika.

- Budowniczowie przypory w jaskini zapewne obawiali się o stabilność zamku ze względu na znajdującą się pod nim pustą przestrzeń. Dlatego postanowiono umocnić sklepienie pieczary i jednocześnie podeprzeć mury górnego zamku - mówi dr Urbanowski.

Już w ubiegłym roku archeolodzy natknęli się wewnątrz jaskini na piec metalurgiczny, który funkcjonował w XV w., gdy wskutek katastrofy budowlanej zawaliła się ściana przegradzająca jaskinię. Ustalili, że służył on do wytwarzania brązu, o czym świadczą bardzo liczne fragmenty tego stopu - w sumie obok niego archeolodzy znaleźli kilkanaście kilogramów odpadów poprodukcyjnych.

 - Umiejscowienie pieca, który wytwarza ogromne ilości ciepła i toksycznych spalin, w jaskini – dodaje dr Urbanowski – jest ewenementem na skalę co najmniej polską. Być może komuś zależało, żeby piec nie stał na widoku, jeśli produkcja służyła celom niekonieczne legalnym, np. fałszowaniu monet. Ale na tym etapie to tylko spekulacje – zastrzega naukowiec.

Zagadkę pogłębia fakt, że pod nim archeolodzy odkryli szkielet młodego psa. To prawdopodobnie ofiara zakładzinowa – świadectwo przesądów ówczesnych hutników - uważa naukowiec. - Ofiara, której korzeni należy doszukiwać się jeszcze w czasach pogańskich miała spowodować, że wytop będzie pomyślny. Hutnicy mieli dużą wiedzę, ale kluczowa była intuicja i łut szczęścia - podkreśla naukowiec.

W XVI i XVII w. jaskinia służyła jako spiżarnia. Wynika to z ówczesnych tekstów zachowanych do naszych czasów. Wiemy na przykład o składowanych w niej beczkach, w których przechowywano soloną wołowinę, kiszoną kapustę i rydze. - Nam udało się odkryć jedynie zbutwiałe drewno; być może są to resztki po tych pojemnikach – żartuje archeolog.

Tegoroczne wykopaliska były sfinansowane ze środków UE - Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego.

 

Źródło, tekst, zdjęcia: www.onet.pl